Wstrząsający film z niewiarygodnym happy endem

Dramatyczna opowieść o okrucieństwie wojny, znakomita reżyseria, świetny montaż, przekonujące kreacje aktorów. Tylko dlaczego ten film tak bardzo drażni?

Ta historia zdarzyła się naprawdę. W czasie wojny w Afganistanie zapomniany przez Boga i ludzi oddział toczył walki na przygranicznym wzgórzu, nie wiedząc, że konflikt został zakończony. Fiodor Bondarczuk pokazuje w "9 kompanii" losy młodych ludzi, wcielonych do rosyjskiej armii i wysłanych do piekła. Bondarczuk nie zastanawia, po której stronie frontu leży racja. Pokazuje bohaterstwo zwyczajnych ludzi. Jest w jego "9 kompanii" prawda. W scenach upokarzającego szkolenia, w grymasach bólu na twarzach umierających żołnierzy, w pełnym rozpaczy spojrzeniu Rosjanina strzelającego do afgańskiego chłopca, który przed chwilą zabił jego przyjaciela. A jednocześnie coś w tym znakomicie zrobionym obrazie zgrzyta. Owszem, w Stanach powstawały podobne filmy o wojnie wietnamskiej. Tylko że tam bohaterowie przegrywali. Wracali złamani, zdeprawowani, okaleczeni psychicznie. W opowieści Bondarczuka ci, co przeżyli, uważają się za zwycięzców. Nie umiem w to zwycięstwo uwierzyć. Myślę, że "9 kompanię" zamienia ono w niebezpieczną agitkę.