Podwójna pensja dla wicepremiera

Już od dawna żaden rząd nie miał w Kancelarii Premiera tylu sekretarzy i podsekretarzy stanu. Po nominacjach dla przedstawicieli LPR i Samoobrony na tych kierowniczych stanowiskach pracować będzie dziewięć osób. Najbliższe otoczenie administracyjne premiera się rozrasta. Na mocy porozumienia koalicyjnego do kierownictwa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów mają dołączyć przedstawiciele Samoobrony (Krzysztof Filipek) i LPR (Daniel Pawłowiec).

Wraz z sekretarzem stanu Adamem Lipińskim ( PiS) będą tworzyć tzw. zespół antykryzysowy ułatwiający komunikację między koalicjantami. Co miesiąc będą dostawać po ok. 10,5 tys. zł plus dodatek zależny od stażu pracy. Nowe stanowiska sekretarzy stanu nie obciążą budżetu. Środki zostaną przesunięte z innych miejsc zapewnia Janusz Maksymiuk, prawa ręka Leppera.

Hasłem wyborczym PiS było "Tanie państwo" czyli zapowiedź cięć w administracji. Jednak w najbliższym otoczeniu premiera, po nominacjach dla polityków Samoobrony i LPR, w kancelarii będzie aż ośmiu sekretarzy oraz jeden podsekretarz stanu. Pod tym względem gabinet Kaczyńskiego może się równać jedynie z rządem Kazimierza Marcinkiewicza. Przed premierami PiS więcej wiceministrów w kancelarii miał tylko Jerzy Buzek ( AWS) w pewnym momencie urzędowało wtedy ośmiu sekretarzy i dwóch podsekretarzy stanu.

W tej chwili szefem Kancelarii Premiera jest Mariusz Błaszczak, a jego zastępcą Piotr Tutak. Oprócz nich oraz wspomnianego Adama Lipińskiego stanowiska sekretarzy stanu zajmują: Leszek Jesień (doradza szefowi rządu w sprawach europejskich), Teresa Lubińska (była minister finansów, która ma przygotować koncepcję budżetu zadaniowego w Kancelarii Premiera) oraz Wojciech Mojzesowicz (odpowiedzialny za sprawy związane z rolnictwem). Jedynym podsekretarzem jest Marek Pasionek, współpracownik koordynatora specsłużb Zbigniewa Wassermanna.

Mojzesowicz odejdzie wkrótce z kancelarii to efekt słynnych nagrań, na których uwieczniła go Renata Beger. Zresztą trudno sobie wyobrazić jego współpracę z przedstawicielem Samoobrony Krzysztofem Filipkiem, którego na taśmach Beger nazwał kurduplem, który zgwałcił sekretarkę.

Na dymisji, a następnie powrocie do rządu zarobił Andrzej Lepper. Jak ustaliła "Rzeczpospolita", odchodząc ze stanowiska niespełna miesiąc temu, zyskał prawo do dodatkowego wynagrodzenia w wysokości dwóch pensji jako swego rodzaju odprawy. W sumie to ok. 30 tys. zł.

Czy z powodu powrotu na fotel wicepremiera Lepper zwróci pieniądze? Jak nas poinformowano w Kancelarii Premiera nie ma takiego obowiązku. Na dymisji Lepper zyskał więc co najmniej jedną pensję.