Droga do mistrza

Dawniej panowała reguła, że za ułożenie metra kwadratowego glazury płaci się tyle, ile kosztuje metr pytek. To już historia. - Gdy po zamknięciu dużego zakładu pracy w Szczecinie nagle pojawiły się setki ogłoszeń w gazetach: układam glazurę tanio, postanowiliśmy zareagować na zasilanie branży przypadkowymi ludźmi - mówi Paweł Królikowski, prezes oddziału warszawskiego Polskiego Zrzeszenia Płytkarzy. Dlaczego płytkarzy? Bo glazurnik to pojęcie zbyt wąskie. Dziś na ścianach i podłogach układa się nie tylko glazurę, ale też kamień naturalny i sztuczny, gres, klinkier. Bardziej odpowiednie jest więc określenie płytkarz. PZP powstało trzy lata temu. Chce odbudować rangę branży. - Okazało się, że był to dobry pomysł, trafiający w potrzeby środowiska. Do PZP należy już kilkanaście tysięcy osób, prawie co czwarty polski płytkarz - mówi Królikowski. Skąd to wiadomo?

- Próbowaliśmy oszacować, ilu ludzi w Polsce wykonuje ten zawód. Za podstawę przyjęliśmy liczbę sprzedawanych płytek i możliwości przerobowe. To nie są bardzo precyzyjne wyliczenia, ale można przyjąć, że przyklejaniem płytek para się w Polsce ok. 60 tys. ludzi - mówi Królikowski. W większości działają w pojedynkę, czasem z pomocnikiem. Aby zminimalizować uciążliwe formalności, wybierają najprostszą formę opodatkowania, czyli ryczałt, albo pilnowanie papierków powierzają żonom. Gdy trafiają się większe zlecenia, skrzykują się w kilku lub kilkunastu, jeden bierze pracę na siebie i płaci innym. Ten elastyczny model sprawdza się, nie ma więc potrzeby zatrudniania większej liczby ludzi. Koszty prowadzenia działalności powodują, że dużo zleceń wykonuje się na czarno. Gdy prowadzono rekrutację na kursy, zgłaszało się wielu zainteresowanych, ale gdy się okazywało, że trzeba przedstawić zaświadczenie o zatrudnieniu lub wpis do ewidencji, rezygnowali - bo pracują na czarno. Paweł Królikowski ocenia, że w ten sposób może pracować nawet ok. jedna piąta płytkarzy.

PZP stawia sobie za cel obronę fachu. Bo za niską cenę nie można dobrze pracować. Układanie płytek to budowlana galanteria, wymaga dokładności, skrupulatności, ale też profesjonalnych, drogich narzędzi, zmysłu artystycznego i wyobraźni przestrzennej. Nie warto na tym oszczędzać, bo fuszerka pozostaje na lata. Lepiej zapłacić dobremu fachowcowi. Niełatwo takiego rozpoznać, dlatego większość i tak pozyskuje klientów metodą Goździkowej: jedna pani drugiej pani. PZP chce dbać o jakość poprzez kształcenie i podnoszenie kwalifikacji. Świadczy usługi doradcze, techniczne, prawne, prowadzi kursy, szkolenia, certyfikuje umiejętności, pomagając w uzyskiwaniu nadawanych przez izby rzemieślnicze państwowych stopni zawodowych czeladnika i mistrza, które straciły na znaczeniu w latach 80. Warunki uzyskania takiego tytułu określone są w rozporządzeniu ministra edukacji. Podstawowy wymóg dla osoby z wykształceniem zasadniczym to sześć lat pracy w zawodzie płytkarza w ramach prowadzonej działalności gospodarczej. I można zdawać egzamin na czeladnika. Zdaniem Pawła Królikowskiego to dobry system, bo wymusza wysokie umiejętności i sprawia, że do zawodu nie trafiają ludzie przypadkowi. PZP prowadzi szkolenia przygotowujące do kursów czeladniczych i mistrzowskich, korzystając z dofinansowania przyznanego przez Europejski Fundusz Socjalny. W ubiegłym roku przygotowano do egzaminów prawie 1200 rzemieślników, przystąpiło do nich ok. 900 - tylu jest w tym zawodzie nowych czeladników i mistrzów. PZP współpracowało też przy opracowywaniu standardów wymogów egzaminacyjnych dla Polskiego Związku Rzemiosła. Od dwóch lat można rejestrować się w zawodzie glazurnika. Wcześniej nie było numeru statystycznego tego zawodu, teraz już jest. Ukazuje się też kwartalnik branżowy "Glazurnik". Są w nim porady prawne, artykuły na temat narzędzi, technik, materiałów, chemii budowlanej, kamienia, płytek ceramicznych. Branża dynamicznie się rozwija. Jest ogromna różnorodność materiałów, mnóstwo dodatków, są nowe technologie i coraz bardziej profesjonalne, wymyślne, specjalistyczne narzędzia. Kto tego nie śledzi, zostaje w tyle.

- Niestety, zainteresowanych nowymi technologiami wciąż jest zbyt mało - ocenia Paweł Królikowski. Niektórzy robią tak, jak robiło się kilkanaście lat temu. Taka postawa obniża rangę zawodu.