Giedroyc się nie mylił

Jestem bardzo skromnym wykonawcą testamentu Jerzego Giedroycia, który zobowiązał nas wszystkich do budowania dobrych relacji z naszymi wschodnimi sąsiadami. Giedroyc był niewątpliwie najwybitniejszym statystą polskiej polityki XX wieku. Wszystkie 636 tomów paryskiej "Kultury" uważane jest za najważniejsze jego dzieło. Ale sądzę, że najważniejsza była jego wizja polityczna wolnej Polski. Wpływ "Kultury" był uderzający, mimo że pismo w najlepszych momentach nie przekraczało 7 tys. nakładu! To był fenomen. Bo te 7 tys. egzemplarzy pomnożone przez dziesiątki tysięcy ludzi, którzy przemycali pismo do Polski i dzielili się nim jak opłatkiem, dawało siłę i znaczenie polityczne w tamtych latach. Pamiętam, jak Giedroyc opublikował w "Kulturze" tekst pewnego młodego księdza, że Ukraińcom należy się Lwów, a Litwinom Wilno. Wszyscy wtedy atakowali Giedroycia. A po latach widać, że to on miał rację. To coś zupełnie niezwykłego. Tak jak to, że na kijowskim Majdanie podczas ukraińskiej pomarańczowej rewolucji spotkali się Aleksander Kwaśniewski, Lech Kaczyński, Jarosław Kaczyński, Henryk Wujec i Zbigniew Romaszewski. Ale nie byli tam sami. Razem z nimi przyjechały tysiące Polaków, przekonanych, że Ukraińcom należy się prawo do niezależności. To było wydarzenie bez precedensu w historii Polski i Europy. Musimy budować dobre relacje z Rosją, ale nie kosztem Ukrainy. Klucz do polskiej polityki wschodniej jest w Kijowie.