Bonusy za lojalność

Zaufani pracownicy Romana Giertycha dostali kilkutysięczne nagrody, choć w Ministerstwie Edukacji pracowali ledwie po kilka tygodni. Dlaczego? Bo zarabiają zbyt mało tłumaczy w oficjalnym oświadczeniu dyrektor generalny ministerstwa.

Wczoraj napisaliśmy, że na doroczne nagrody z okazji Dnia Edukacji Narodowej MEN wydało ponad 420 tys. zł. Jak dowiedziała się "Rzeczpospolita", najwyższe nagrody przypadły zaufanym współpracownikom ministra Giertycha. 7,3 tys. dostał dyrektor generalny Andrzej Maśnica, prawa ręka ministra (to on zarządza funduszem nagród). 4,5 tys. szef gabinetu politycznego i były wszechpolak Paweł Sulowski. Tyle samo szef Biura Kontroli Robert Kasprzak (kandydował do Sejmu z list LPR). 6 tys. Sylwia Boratyńska, od września szefowa Biura Administracji w resorcie edukacji (dawna znajoma Maśnicy).

Wczoraj opozycja zarzuciła ministerstwu finansowe nadużycia. Rozdział nagród skrytykowali też byli ministrowie edukacji. Formalnie pewnie wszystko jest w porządku. Ale pozostaje jeszcze kwestia moralna komentował Mirosław Handke.

Co na to resort? Po naszym tekście wydało oświadczenie. Dyrektor generalny tłumaczy, że to nagrody "za szczególne zaangażowanie" i rekompensata za niskie pensje. "Niski poziom wynagrodzeń w Ministerstwie Edukacji jest głównym powodem nagminnego odchodzenia pracowników do innych resortów" napisał Andrzej Maśnica.