Trzeba dbać o własną markę
Sebastian Kowalski, indywidualny taksówkarz z Krakowa

Można być zadowolonym, trzeba tylko ciężko pracować. 10, 12, a czasem nawet więcej godzin dziennie od wczesnego ranka, i przynajmniej jedna noc w tygodniu, to właściwie norma. Na pewno pomaga działanie w ramach korporacji. Co prawda trzeba jej płacić "haracz", ale on się zwraca w postaci zwielokrotnionej liczby klientów i łatwości ich pozyskiwania.

Nie każda korporacja to zapewnia. Trzeba zawrzeć umowę z dużą, dobrą, wiarygodną taką, która jednocześnie ma wysokie wymagania. Warto więc zainwestować w samochód. To nie może być byle rzęch, bo z takim do dobrej korporacji nie ma co startować. Można kupić używany, ale na pewno nie starszy niż pięcioletni jeśli to mercedes. A jeśli inna marka, np. francuska lub włoska, to nie ryzykowałbym starszego niż dwuletni.

Sam taksówkarz też musi dbać o swoją własną markę jako osoba. A więc musi być ogolony, pachnący, towarzyski i rozmowny, ale nie za bardzo, bo nie każdy klient sobie tego życzy. Ważny jest więc takt i wyczucie. Nie wolno besztać pasażera, że wsiadł w zaśnieżonych butach, zmienił zdanie co do trasy albo prosi o zabranie po drodze innej osoby. Dawno już skończyły się czasy, że można było od takiego dodatkowego pasażera żądać zapłaty. Kartka z napisem, nawet uprzejmym, "Proszę lekko zamykać drzwi" jest absolutnie nie na miejscu. Tylko ten, kto przestrzega tych wskazówek, może liczyć na napiwki. To ważna część dochodu taksówkarza dodatkowy tysiąc, półtora miesięcznie.