Pogrom w lesie

Partyzanci z niecierpliwością oczekiwali nadejścia wroga. U niektórych występowały objawy załamania nerwowego, ale na szczęście oficerowie potrafili uspokoić podkomendnych. Zbliżała się godz. 5, a rosyjska kolumna nie nadchodziła. Mimo to "Kruk" postanowił czekać. Wreszcie pojawił się kozacki patrol, sprawnie zlikwidowany przez powstańców. Przed godz. 7 w zasadzkę wpakowała się cała rosyjska kolumna. W jednej chwili ściana lasu rozbłysła setkami wystrzałów karabinowych. Pierwsze rosyjskie szeregi zostały dosłownie ścięte morderczym ogniem z odległości zaledwie 30 m. W jednej chwili wybito konie z artyleryjskich zaprzęgów i furgonów pocztowych. Chaos spowodowany pierwszym uderzeniem spotęgowało włączenie się do walki oddziału Krysińskiego. Część rosyjskich żołnierzy rzuciła się do przydrożnych rowów, z których nie wygoniły ich nawet płazy szabli oficerów i kozackie nahajki. Inni natomiast źle ładowali karabiny, powodując ich zagwożdżenie. Krzyki przerażonych Rosjan, jęki rannych i umierających niknęły w huku wystrzałów. W krytycznym momencie na wysokości zadania stanął jednak rosyjski dowódca. Rozwinął część swych oddziałów w tyralierę z zadaniem wstrzymania Jarockiego. Sam stanął na czele dwóch plutonów i skierował się przeciwko Krysińskiemu. Zaczęły strzelać także oba rosyjskie działa, ale ich ogień nie spowodował wśród powstańców większych szkód. Polacy byli zbyt blisko, a artylerzyści zostali wybici i do obsługi dział wzięli się saperzy. Niosący się po lesie huk dział mógł jednak zaalarmować pobliskie placówki rosyjskie. Szybkie opanowanie chaosu i twarda postawa Rosjan zatrzymały na chwilę polskie natarcie. Chciał to wykorzystaćLaudański, by wydostać się z matni. Drogę zastąpił mu jednak oddział Lutyńskiego, a na tyły wyszedł Wagner ze swymi ludźmi. Na dobitkę od polskiej kuli padł dowodzący częścią oddziału praporszczyk Toll. Rosyjski dowódca zrozumiał, że znalazł się w pułapce, a jedyną nadzieją na ocalenie była szybka odsiecz. Skupił się więc na ochronie furgonów pocztowych, podtrzymując wymianę ognia. Około godz. 9 bitwa zaczęła zamierać. Było to efektem wyczerpywania się amunicji po obu stronach. Polscy strzelcy mieli zaledwie po 8 - 10 ładunków i każdy strzał musiał być mierzony. Żołnierze rosyjscy posiadali po 60 ładunków, a każde działo wystrzeliło ok. 70 razy. O godz. 10 Rosjanom zabrakło już amunicji i Laudański po odparciu ośmiu ataków powziął decyzję o przebiciu się przez polskie oddziały. Zagwoździwszy działa, Rosjanie sformowali kolumnę i odważnie ruszyli naprzód. Drogę torowali sobie kolbami i bagnetami, ponosząc przy tym duże straty. Z pogromu uszło zaledwie 87 Rosjan z Laudańskim na czele, którym udało się przebić do Kurowa. Zwycięstwo polskie było zupełne. Wykorzystując topografię terenu, "Kruk" falowymi atakami wykrwawił Rosjan i praktycznie wyeliminował z walki artylerię. Padło 181 Rosjan, 132 było rannych, a 150 poddało się Polakom, którzy wzięli także bogatą zdobycz. Strzelcy z oddziału Krysińskiego rozbili wozy pocztowe i rzucili się do rabunku. W polskie ręce wpadło 201 tys. rubli. Ponadto podróżujący z wojskiem kupcy żydowscy wieźli ze sobą w gotówce ok. 60 tys. rubli. Niestety, "Krukowi" dostarczono zaledwie 140 tys., resztę rozgrabiono. Straty polskie wynosiły zaledwie ok. 60 zabitych i rannych.