Leona Niemczyka wspominają:

Alina Janowska aktorka - To był przesympatyczny wieczny podrywacz. Patrzył na siebie z przymrużeniem oka, ale bardzo lubił opowiadać o swoich podbojach sercowych. Kobiety traktowały te historie z niedowierzaniem. Mnie się często zdawało, że on fantazjuje, ale to podobno wszystko była prawda. Miał dużo wdzięku. Był niejednolitą postacią - wrażliwym i sentymentalnym człowiekiem, ale jednocześnie umiał trzeźwo myśleć o życiu. Często bywał rozgoryczony, jakby spotkało go duże rozczarowanie.

Grzegorz Królikiewicz reżyser teatralny i filmowy - To był człowiek gwałtowny, o niezwykłym temperamencie. Gdy kręciliśmy "Fort 13", całkowicie oddał się roli. Jednym z elementów scenografii była zwisająca z góry stalowa brona. Leon grał z takim zapamiętaniem, że wbiegł prosto na nią, ostrze dosłownie przeorało mu czaszkę, ale on upadając, krzyknął jeszcze do operatora kamery: "K... kręć!". To był niewyżyty komandos, niespełniony bohater. Uwielbiał opowiadać anegdoty i sam stał się bohaterem wielu. Na przykład na planie serialu w Bułgarii Leon, by zaimponować którejś z pań, założył się z kierownikiem produkcji, że zrobi salto w tył, prosto w przepaść. Fiknął salto i wylądował na równych nogach, a jego konkurent spędził wiele miesięcy w gipsowym kołnierzu. W miłości układało mu się różnie, ale z mężczyznami wspaniale się przyjaźnił. Nigdy nie stawiał wódki dyrektorom ani reżyserom, za to pił z operatorami i wózkarzami. Co roku wpadał do mnie przed Bożym Narodzeniem i wręczał mi butelkę koniaku jak buławę.

Magdalena Cielecka aktorka - Los sprawił, że Leon Niemczyk doczekał się filmu, który powstał zmyślą o nim. Scenariusz "Po sezonie" był inspirowany jego życiem. Być może Niemczyk powiedział nam tą rolą o sobie więcej niż wszystkimi poprzednimi. Był przecież nazywany mistrzem drugiego planu. Nie wiem, ile prawdziwego siebie przed nami odkrył, a na ile pozostał legendą. Pracowałam z nim kilkakrotnie i zawsze miałam właśnie tę świadomość, że on niesie w sobie legendę. Pracę na planie traktował bardzo poważnie i profesjonalnie, ale miał z niej radość i frajdę, podchodził do siebie z dystansem i autoironią.

Janusz Majewski reżyser i scenarzysta filmu "Po sezonie" - Na planie naszego ostatniego wspólnego filmu tryskał energią. Byłem zdumiony, bo zachowywał się jak młodzieniaszek. Pracowaliśmy przy "Po sezonie" w trudnych warunkach, mieliśmy tylko 15 dni zdjęciowych, a on codziennie przychodził na plan świetnie przygotowany i ciągle nas rozśmieszał. Nawet po pracy, kiedy wszyscy umierali ze zmęczenia, on ciągle miał siłę żartować. To był urodzony optymista, choć miał chwile goryczy, bo czuł się niedoceniony. I miał do tego prawo. Na szczęście w ostatnich latach jego pracę uhonorowano nagrodami, zagrał napisaną specjalnie dla siebie rolę.