Dyktator

W Pieskowej Skale zmęczeni żołnierze znaleźli zaledwie dwa dni wytchnienia. Po stoczeniu walk obronnych, partyzancki oddział ruszył w kierunku granicy z Galicją. Kierunek marszu uwarunkowany był rachubami Langiewicza na wzmocnienie i dozbrojenie swego korpusu. W gruncie rzeczy jednak wybór drogi był wynikiem rosyjskiej strategii, polegającej, jeżeli nie na rozbiciu, to przynajmniej wypchnięciu powstańczego zgrupowania z Królestwa.

Po wyczerpującym pochodzie położony nieopodal Krakowa obóz w Goszczy wydawał się prawdziwą idyllą. Langiewicz zawiódł się jednak w rachubach na większą pomoc. Co prawda jego oddział rozrósł się do ok. 3000 ludzi, ale uzbrojenie wciąż było tragiczne. Broń palną posiadała zaledwie trzecia część żołnierzy. Tylko niektórzy z nich posiadali doskonałe karabiny belgijskie. Dodatkowo oddział nie był już tak jednolity jak na początku działań. W jego skład wchodziło teraz więcej ochotników z Galicji oraz rozbitków z innych powstańczych partii. Dlatego najpilniejszą potrzebą było scalenie go. Kiedy Langiewicz organizował i szkolił swoje wojsko, w Krakowie rozgorzała walka polityczna. Tracili na tym powstańcy, którzy nie byli odpowiednio zaopatrywani. Co więcej wysłannicy Mierosławskiego podkupywali przygotowaną dla Langiewicza broń.

Wreszcie 9 marca Langiewicz - nie bez wahań - zgodził się przyjąć nominację na dyktatora. Dwa dni później proklamowano dyktaturę. Zadziwiający to fakt, zważywszy, że Langiewicz nie zdradzał chęci do przejęcia władzy. To Biali wepchnęli mu w ręce dyktaturę, w obawie przed radykałami z lewicy, a zwłaszcza mierosławczykami. Fakt ten przyniósł powstańczemu korpusowi jak najgorsze rezultaty. Ujawnienie dyktatury i władzy w terenie ściągnęło nań od razu rosyjski atak. Prócz tego do obozu przeniosły się swary polityczne, które z czasem doprowadziły do popsucia atmosfery w oddziale i jawnej niesubordynacji.

Dyktator zdawał sobie sprawę, że działanie w oparciu o galicyjską granicę, acz wygodne pod względem aprowizacyjnym, jest bezcelowe ze względów wojskowych. Przyciśnięty do kordonu przez Rosjan długo by się nie utrzymał, stąd decyzja o przedzieraniu się w Góry Świętokrzyskie. Langiewicz zorientował się także, że jego korpus jest zbyt mały, aby stanowić zalążek armii regularnej, a za duży jak na oddział partyzancki.