Adaptacja wierna, choć pozbawiona szaleństwa

To nie jest wersja autorska "Mistrza i Małgorzaty", raczej próba wiernego oddania jej ducha. Bortko wyraźnie zróżnicował w tej ekranizacji oba plany powieści. Ten rozgrywający się w czasach stalinowskich pokazany jest w kolorach czarno-białych, co pozwoliło na wmontowanie zdjęć archiwalnych, najczęściej z kronik propagandowych, które świetnie współgrają z satyrycznym spojrzeniem Bułhakowa na społeczeństwo radzieckie. Opowieść Mistrza, czyli czasy PoncjuszaPiłata i Jezusa, przedstawione są zaś w pełnych barwach. Reżyser ostrożnie korzysta jednak z efektów specjalnych. Wykorzystuje je w kilku najbardziej niezbędnych sytuacjach, przede wszystkim w seansie czarnej magii, balu u Wolanda oraz ostatniej rozmowie Piłata z Jezusem.

W tej ekranizacji brakuje czasem szaleństwa, ale inscenizacja Bortka po prostu wciąga. Najciekawsza jest postać Wolanda, najsłabsza - kota Behemota. Postać Diabła, "który chcąc zło czynić, tak naprawdę czyni dobro" w ujęciu Olega Basilashvilego zasługuje na miano kreacji. Jego Wolandjest charyzmatycznym zmęczonym życiem filozofem, który z troską obserwuje niegodziwości świata. Piękną postać stworzył SergiejBezrukowgrający Chrystusa. Uosabia młodego rewolucjonistę, kierującego się prawdą, sprawiedliwością, a przede wszystkim miłością do ludzi. Zaskoczeniem jest Małgorzata Anny Kowalczuk. Ta kobieta walcząca z determinacją o swego Mistrza bardziej przypomina bohaterkę z serialu "Kryminalni" niż bohaterkę dramatu Czechowa.

Największy kłopot był z kotem Behemotem. Tu jest marionetką z filmu animowanego. W ten sposób całą przewrotność i urok tej postaci diabli wzięli.