Z tzw. archiwum Urbana
Trzech kolegów rzecznika

Nr 1
Warszawa, 1 I 19[82]
Tow[arzysz]
L[esław] Tokarski
Pozwalam sobie na prywatny list dotyczący trzech moich kolegów. Sądzę jednak, że wynikają z niego pewne ogólniejsze problemy dotyczące weryfikacji dziennikarzy.

I) K[rzysztof] T[eodor] Teplitz. Był jednym z policzalnych na palcach jednej ręki wybitnych dziennikarzy bezpartyjnych, który z umiarem obiektywizując jednak walczył z "S[olidarnością]" i amokiem inteligencji. Zrezygnował z przyczyn politycznych z funkcji sekretarza generalnego St[owarzyszenia] Filmowców [Polskich], u [Andrzeja] Wajdy. Zespół "Kultury" usiłował go usunąć z redakcji i zlikwidować jego felieton. Wybronił się przemówieniem do zespołu. Od lutego [19]81 był doradcą [Mieczysława] Rakowskiego, pisał cenne memoriały dla kierownictwa, współpracował z moim biurem, robiąc teksty anonimowe ostro już walczące z "S[olidarnością]". Potrafił się narazić otoczeniu. Oczywiście byli ludzie, którzy pisali bardziej jednoznacznie, ale oni nie są Toeplitzami. Jego wybór był tym cenniejszy, bo wolny, niezdeterminowany żadnymi związkami, przynależnościami, nawykami itd.

Dobrze, tylko o co chodzi, skoro przecież i Ty zapewne uznasz, że Toeplitz jest typowym dziennikarzem do [pozytywnego] zweryfikowania.

Chodzi o to, że Toeplitz mi powiedział, że nie podda się żadnej weryfikacji, bo nie uważa, że zasługuje na potraktowanie w tym trybie i ma w dupie, bo może robić zupełnie inne rzeczy, niż pracować w propagandzie. Kwestia jest czysto ambicyjna i prestiżowa, on uważa, że weryfikował się tym, co pisał i [swą] postawą. Uważam, że ma rację. Sam też reagowałbym urazą, gdyby mnie teraz weryfikowano, i Ty też. Jednym słowem uważam, że Toeplitz jest ok[ay], ma bardzo cenne zdolności, nie będziemy mieli wielu takich intelektualistów gotowych do tak politycznej współpracy i że należy go popieścić i przyciągnąć, a nie weryfikować. I np. uważam, że tow. [Stefan] Olszowski powinien z nim pogawędzić, aby nie było tak, że gesty przyciągające to domena pewnych tylko osób z kierownictwa, a inne osoby są od gromienia wyłącznie. To oczywiście tylko taka sugestia.

II) [Daniel] Passent. Jego postawa była dosyć podobna jak Toeplitza. Passent nie mówi, że nie da się zweryfikować, ale także bym mu tego oszczędził i szukał gestów pozytywnych, a nie procedur weryfikacyjnych. (Np. poufnie mówiąc, tekst mojego biura o dostępie "S[olidarności]" do środków masowego przekazu on robił i różne inne). Zapewne są i inni tacy, w stosunku do których słowo "weryfikacja" nie jest zręczne.

III) Andrzej Krzysztof Wróblewski. Zupełnie inny problem. A[ndrzej] K[rzysztof] W[róblewski] zaraz po sierpniu [1980 roku] robił z Passentem wywiady z [Lechem] Wałęsą i innymi, porządnie ich dociskające. Wewnątrz "Polityki" na tej kanwie powstał podział i skandal. Np. przyjechał Wajda i wygłosił do zespołu płomienne przemówienie przeciw A.K. W[róblewskiemu] i P[assentowi], że szargają świętości. Potem A.K. W[róblewski] był jednym z niewielu, którzy obiektywizując tak lub owak, jednak konsekwentnie dosuwał "S[olidarności]" i nie dał się zwariować. Był jednym z niewielu tych, którzy byli gotowi pisać teksty przeciw "S[olidarności]". Miał na tym tle różne nieporozumienia z żoną. Za szczucie Wałęsy przeciw Wróblewskiemu Rakowski wywalił z "Polityki" [Wojciecha] Giełżyńskiego i [Leszka] Stefańskiego. (Donieśli oni Wałęsie co A.K. W[róblewski] mówił o nim i "S[olidarności]" na zebraniu zespołu, a mówił dosadnie). W maju [19]81 ustąpiłem z kierownika działu krajowego w "Polityce".

Mimo że wiązało się to z silnym antagonizmem politycznym między częścią działu a mną, kilkunastoosobowy zespół działu wraz z ekstremą typu [Ernest] Skalski, [Wanda] Falkowska podpisał petycję, żebym został, bo uważali Wróblewskiego, który przejmował schedę za jeszcze gorszego (no, nie tylko sprawy polityczne grały tam rolę). Detale te służą zobrazowaniu postawy Wróblewskiego, który pisał rzeczy rozmaite, ale generalnie nie ustawiał się okrakiem na barykadzie, lecz raczej grał po naszej stronie. W tej chwili jest on osobą, która oświadcza, że odchodzi od dziennikarstwa politycznego, gdyż nie akceptuje 13 grudnia. Sprawę A. K. W[róblewskiego] załatwi zapewne jakoś Rakowski, jak wszystkie sprawy "Polityki", ale chodzi mi tu o problem znów szerszy: tego rodzaju ludzi szkoda się wyzbywać, bo oni odejdą, a skurwiele złożą galante deklaracje lojalności. Jest tu też ten problem, że w tej chwili postawy wielu ludzi kształtują się pod wpływem pewnego szoku, który przeminie wraz z normalizacją sytuacji i ludzie będą formować swą postawę w zależności od narastającej sytuacji politycznej w Polsce, a 13 grudnia stanie się jednak tylko epizodem w narastającym cyklu zdarzeń.

Wreszcie sprawa metodologiczna, którą chcę dziś podnieść na sztabie. Zdecydowaliście, że naczelny redaktor określa, z kim chce pracować, i tylko ci podlegają procesowi weryfikacji, inni już są wyeliminowani. Zasada niby słuszna, bo naczelny winien określać, z kim chce pracować. Tyle, że on pozbędzie się przecież tych, z którymi nie chce, stosując różne kryteria, niekoniecznie polityczne i niekoniecznie sprawiedliwe. Wyleje tych, którzy mu się nie nadają, albo z którymi jest w konflikcie. W porządku, ale ta eliminacja nie powinna przecież automatycznie rzutować na eliminację z zawodu, bo ktoś niechciany przez tego redaktora czy nie nadający się do tej redakcji może być znakomity gdzie indziej. Zmierzam do tego, że należałoby zastosować polityczną weryfikację do gremiów wyeliminowanych przez naczelnych redaktorów. Inaczej naczelny w obecnym systemie będzie miał jednoosobowe prawo eliminacji nie z redakcji, lecz z zawodu.

I to znów wiąże się ze sprawą szerszą ewentualnej weryfikacji decyzji eliminujących. Będą przecież odwołania, pojawią się protektorzy, pojawi się problem znajdowania pracy dla tych, którzy odpadli. Czy to wszystko jest przewidziane i ujęte w jakieś instytucjonalne ramy?
Ukłony
[Jerzy] Urban

Metoda na Wolickiego

Nr 2
1984-12-14
JU/2740/84
Poufne
Towarzysz gen. broni Czesław Kiszczak
Minister Spraw Wewnętrznych
Na prośbę tow[arzysza] M[Mieczysława] Rakowskiego zwracam się z następującą sugestią: Krzysztof Wolicki regularnie publikuje w paryskim dzienniku "LeMatin" artykuły szkalujące zjadliwie polskie władze, pełne kłamstw i insynuacji. Jest to obywatel polski, zamieszkały w Warszawie. Ostatnio wytykałem mu publicznie ogłoszenie twierdzenia, że winę G[rzegorza] Piotrowskiego i innych [zabójców ks. Jerzego Popiełuszki - przyp. G.M.] pragnie się zatuszować, gdyż nie zostali oni oskarżeni o zabójstwo, lecz przestępstwo karane maksymalnie 15 latami więzienia.

Uważamy, że trafne byłoby pociągnięcie go do odpowiedzialności sądowej za szkalowanie, ale tak, aby to było wyraziście nie za poglądy (aby nie czynić zeń męczennika) tylko za kłamstwa ewidentne i możliwe do udowodnienia. Sądzimy też, że tą właśnie metodą [tak w oryginale - G.M.] warto stosować możliwie szeroko. Jeżeli towarzysz minister podzieli tę sugestię, prosimy o wydanie dyspozycji zbadania publikacji K[rzysztofa] Wolickiego z punktu widzenia możliwości prawnych pociągnięcia go do odpowiedzialności sądowej.

Jerzy Urban