Finansowe rozczarowanie

Warmia i Mazury to bardzo trudny region dla firmy archeologicznej. Nie dlatego, że mamy mało zabytków. Przeciwnie, większość miast powstała tu w czasach krzyżackich i w każdym można przy pracach budowlanych natrafić na średniowieczne mury. Sporo jest także osad dawnych kultur bałtyjskich. Ale to wciąż biedne okolice, gdzie mało się buduje, a samorządom brakuje pieniędzy na nowe drogi. Mógłbym wykonywać nawet dwa razy więcej zleceń, niż udaje się zdobyć. Zdarzają się lata, gdy zarabiam mniej od średniej krajowej. Zanim w 2002 r. założyłem własną firmę, pracowałem przez parę lat w prywatnym przedsiębiorstwie usług archeologicznych pod Olsztynem. Wiedziałem, że o pracę w tym fachu bywa trudno i że to ciężki kawałek chleba. Pomimo to jestem dość zawiedziony wynikami finansowymi firmy. Najbardziej u nas dochodowe prace to badania związane z inwestycjami drogowymi w miastach. W ich trakcie często natrafia się na pozostałości średniowiecznych budowli. Ale w porównaniu ze Śląskiem czy Małopolską stawki za prace w mieście są na Mazurach nawet 2-3 razy niższe. Ostatnio zdarza się przeprowadzanie badań na działkach, gdzie buduje się domy letniskowe. Powstają one w miejscach, które również przed wiekami uważano za atrakcyjne, jak cypel nad jeziorem, i wybierano je pod budowę osad. Ale są to na ogół niewielkie zlecenia. Właściciele tych domów zwykle bardzo się interesują badaniami, inaczej niż inni inwestorzy, którzy nieraz traktują archeologa jak wyzyskiwacza. Studiując archeologię, wcale nie zakładałem, że będę z tego żył. Ale to wciąga, mimo że zarabia się tylko na dość skromne życie.