Fragmenty wspomnień Zofii Czerwosz o praskiej świetlicy

Jesień 1939 roku była piękna, za piękna. Wielu miało nadzieję, że gdy zaczną się roztopy i pluchy, polskie drogi utrudnią ruch niemieckich pojazdów, a wiatr i niskie chmury powstrzymają naloty. Nic z tego! Pogoda była świetna. Za to zima przyszła ostra i sypnęło śniegiem. Organizacja w Warszawie była zupełnie rozprzęgnięta. Brakowało żywności i węgiel ze Śląska nie dochodził, więc elektrownia ograniczała dostawę prądu. (...) W świetlicy, na ulicy Francuskiej, bywało po kilkadziesiąt dzieci, było skromnie, ale ciepło, widno i nikt nie był głodny, dzieci miały też opiekę. Czterej chłopcy usilnie pragnęli się uczyć, przychodzili więc do nas i moja matka prowadziła z nimi lekcje z przedmiotów humanistycznych. (...) Na jesieni grono aktorów postanowiło na Saskiej Kępie urządzić szopkę polską dla dzieci. Wybraliśmy tekst Wandy Wysznackiej. (...)

W letnich miesiącach świetlica przenosiła się nad Wisłę, bo klub naprzeciw ulicy Zwycięzców zaofiarował swój teren i baraki, o tej porze roku puste, bez łodzi. Wisła była wtedy jeszcze czysta i dzieciaki mogły kąpać się w nadbrzeżnych płytkich łachach. Kłopot stanowiło tylko: jak je zwody wyciągać!