Dymisja za spóźnioną reakcję

Poprzednik Mirosława Godlewskiego również nie był fachowcem od telekomunikacji. Kiedy w 2002 r. został powołany na stanowisko szefa Netii, nie miało to większego znaczenia. Nie chodziło o to, czy Netia zawojuje rynek, ale czy przetrwa. Spółka była na krawędzi bankructwa. Przetrwała tylko dlatego, że wierzyciele uznali, iż lepiej zamienić dług na akcje, niż "zakopać" firmę. Wojciech Mądalski miał dobre notowania wśród zagranicznych biznesmenów. Karierę zawodową rozpoczynał w USA i Kanadzie. Ma również znajomości w środowisku bankowców. Pomogło mu to przekonać wierzycieli Netii, że ich interesy nie ucierpią. Od 2003 r. wycena Netii skoczyła trzykrotnie. Mądalski ze swojego zadanie się wywiązał. Wyniki finansowe stopniowo się poprawiały, Netia zaczęła przejmować konkurentów. Trzy lata temu zaangażowała się w budowę czwartego operatora komórkowego. Mądalskiemu udało się zainteresować projektem islandzkiego multimilionera Thora Bjorgolofsona. Islandczyk zainwestował nie tylko w P4, ale także przejął kontrolę nad Netią. Jednak w ubiegłym roku wybuchła bomba. Netia musiała zrewidować prognozy przychodów. Trudno ocenić, czy to wina Mądalskiego, bo rynek telekomunikacyjny przeżywa nie najlepszy okres. Prawdą jednak jest, że były prezes Netii nie potrafił w porę zareagować na kryzys. I zapłacił za to stanowiskiem. ¦