Czy wypowiedź ministra utrudni rozmowy z Niemcami?

Na jutrzejszym spotkaniu prezydiów Sejmu i Bundestagu, które miało być próbą ocieplenia stosunków polsko-niemieckich, Polskę może reprezentować delegacja w okrojonym składzie.

Powód? Wypowiedź Romana Giertycha, który na spotkaniu europejskich ministrów edukacji w Heidelbergu zaapelował o przyjęcie w UE zakazu aborcji i wprowadzenie zakazu promocji homoseksualizmu. - Musiałbym udawać, że nic się nie stało albo wstydzić się za pana Giertycha. Zastanawiam się, czy jechać. Wszystko zależy od rozmów z marszałkiem Sejmu Markiem Jurkiem - mówi "Rz" wicemarszałek Bronisław Komorowski z PO. - Nie tylko ja mam takie rozterki. Co na to marszałek Jurek, który wiele się spodziewa po rozmowach z Niemcami? - pyta Komorowski. Najprawdopodobniej chodzi też o Jarosława Kalinowskiego z PSL. Inny przedstawiciel opozycji w Prezydium Sejmu Wojciech Olejniczak z SLD przebywa z wizytą w Chinach i w Berlinie i tak byłby nieobecny. Tymczasem marszałkowi Jurkowi zależy na nawiązaniu stałych kontaktów między władzami Sejmu i Bundestagu, bo zasiadają w nich politycy wszystkich opcji parlamentarnych.

Niemieccy parlamentarzyści są przekonani, że wtorkowe spotkanie pomoże przygotować grunt pod wizytę kanclerz Angeli Merkel w Polsce 16 marca. - Wspólne posiedzenie przedstawicieli naszych parlamentów jest dowodem na to, że stosunki z Polską są dla nas równie ważne jak z Francją - powiedział "Rz" Wolfgang Thierse (SPD), wiceprzewodniczący niższej izby niemieckiego parlamentu. Jego zdaniem wina za obecne pogorszenie relacji spoczywa na polskich władzach, które starają się ożywić obawy Polaków przed Niemcami. - Pani Steinbach nie jest najważniejszym politykiem w Niemczech, jak to się często widzi w Polsce - podkreśla. Ale marszałek Jurek odpiera te zarzuty. - U nas nie ma działań porównywalnych z tym, co się dzieje w Niemczech w sprawach roszczeń, debaty o wypędzeniach czy ograniczaniu praw polskiej mniejszości do nauki języka ojczystego. Również ton polskiej prasy nie zawiera wątków ksenofobicznych, jak to się zdarza w Niemczech - mówi "Rz" marszałek.