Specjalnie dla "Rz"

Wyjechaliśmy z żoną z Polski z jedną walizką zaraz po studiach w Akademii Muzycznej w Katowicach. W 1992 r. dostałem pierwszy angaż w teatrze w Linzu w Austrii, ale musiało minąć siedem lat, nim doszedłem do satysfakcjonujących mnie wyników. Wielu młodym śpiewakom wydaje się, że gdy zabłysną na dwóch koncertach, świat leży już u ich stóp. Tak się myśli zwłaszcza w Polsce. Miałem okres, kiedy często wskakiwałem w role innych, przyjmowałem propozycje nieraz w ciągu kilku godzin. Ale w pewnym momencie stwierdziłem, że nieustanne pojawianie się jako nagły zastępca daje sygnał, że jest się człowiekiem do wynajęcia. A poza tym dla mnie wzorami są nie ci, którzy wybili się w ciągu pięciu lat, lecz ci, którzy śpiewali świetnie przez 35 lat.