Radość z pokonania słabszego

U nas jest tak, że jak Polak przegra, to się go dołuje, a jak wygra, to robi się z niego lepszego, niż jest. Opinie wyważone bywają ryzykowne, stany pośrednie są rzadkie. Polska pokonała Azerbejdżan i jest się z czego cieszyć. Zdobyliśmy kolejne punkty, wprawdzie planowane, ale ile razy z optymistycznych planów nic nie wychodziło. Jednocześnie - jak nie wygrać z przeciwnikiem, którego bilans z Polską jest gorszy niż nasz z Niemcami. Sobotni mecz był piątym między obu reprezentacjami. Azerowie raz bezbramkowo zremisowali i trzy razy przegrali. Stracili 12 goli, nie zdobyli ani jednego. Dodając do tego 0:5, widzimy, z kim mamy do czynienia. Podobno Diogenes, widząc skaczącego z radości mistrza olimpijskiego, wychylił się ze swojej beczki ze słowami: I z czego się cieszysz? Że pokonałeś słabszego?

Na 20 minut przed końcem meczu doszło do sytuacji, która mówi o różnicy poziomów więcej niż sam wynik. Kilka minut wcześniej na boisko wszedł Wagif Dżawadow. Młodszy od Michała Żewłakowa o 13 lat odbił się od niego tak, że stracił ochotę do gry, wkrótce otrzymał żółtą kartkę, bo bezradny mógł tylko faulować.

To dobrze, że Leo Beenhakker odwoływał się do profesjonalizmu polskich piłkarzy, bo w przeszłości różnie z tym bywało. Profesjonaliści z Serbii pojechali do Kazachstanu z poczuciem wyższości i źle na tym wyszli. Może się okazać, że o kolejności w grupie będą decydowały nie tylko umiejętności piłkarskie, ale i psychika. A pod tym względem Leo Beenhakker jest mistrzem. To był dziesiąty jego mecz z polską reprezentacją, przegrał dwa pierwsze, z ośmiu kolejnych wygraliśmy sześć i są podstawy do przypuszczeń, że ta seria zostanie przedłużona.