Miłe złego początki

W "Rzeczpospolitej" z 2 kwietnia 2007 r. ("Łatwiej się rozwieść, niż rozwiązać spółkę") pisaliśmy o kłopotach, jakie mogą czekać małżonków w spółce z ograniczoną odpowiedzialnością. Przypomnijmy, że chodziło o spółkę, w której małżeństwo i ich przyjaciel zawiązali spółkę z o.o. Każdy wspólnik objął 1/3 udziałów. W jakiś czas potem żona zakochała się w owym przyjacielu i rozwiodła z mężem. Zakochani doprowadzili do odwołania byłego małżonka z zarządu i zminimalizowania jego znaczenia w spółce. Dysponując większością 2/3 udziałów, mogą w gruncie rzeczy przegłosować co tylko chcą.

Były małżonek zwrócił się do sądu o rozwiązanie spółki, ten jednak odmówił. Spółkę można bowiem rozwiązać np. wówczas, gdy nie realizuje ona swych obowiązków związanych z wpisami do Krajowego Rejestru Sądowego albo gdy wskutek konfliktu między wspólnikami osiągnięcie jej celu stało się niemożliwe. W opisanej sytuacji nic takiego nie miało miejsca. Spółka ma się świetnie i bez zarzutu wykonuje wszystkie obowiązki rejestrowe. Tyle że rola jednego ze wspólników została zmarginalizowana.

Nie może on nawet sprzedać swoich udziałów. W umowie spółki zastrzeżono bowiem, że pozostałym wspólnikom przysługuje w takiej sytuacji prawo pierwokupu po cenie księgowej. Ta natomiast jest obecnie o wiele niższa od tej, którą można by uzyskać, sprzedając udziały na wolnym rynku.