Byle był porządek w papierach

Ktoś kiedyś zgłosił remont dachu i robił, co dusza zapragnie. Ściana sąsiedniego budynku zaczęła pękać. Wtedy wkroczył tak zwany nadzór budowlany. Ale przez parę długich lat zajmował się głównie sporządzaniem decyzji i postanowień oraz ich uchylaniem. A to, że samowolne roboty źle wpłynęły na konstrukcję sąsiedniego budynku, nie zawsze było najważniejsze.

Postanowienia nadzorców budowlanych, łącznie z najsurowszą restrykcją, czyli nakazem rozbiórki samowoli, dyktowane były raczej troską o porządek w papierach, a nie niepokojem o bezpieczeństwo budynku. Poddasze kazano rozebrać nie dlatego, że sąsiadowi pękła ściana, ale dlatego, że w papierach brakowało decyzji o warunkach zabudowy.

Szczęśliwie dla Europy taka formuła nadzoru jest tylko naszym oryginalnym wkładem. Gdyby było inaczej, to z pewnością nie mogłyby powstać budowle o tak burzliwej historii, jak wieża w Pizie czy budowana ponad 600 lat katedra w Kolonii. Bo też porządek w papierach był tam niemożliwy do utrzymania, ale nadzór szczęśliwie koncentrował się przede wszystkim na stabilności i bezpieczeństwie budynków.