Progresive rock not death

Pogłoski o śmierci rocka progresywnego są mocno przesadzone. Ale pojawiają się regularnie od wielu lat. Najpierw mówili o tym punkowcy, którzy twierdzili, że nie ma już powrotu do długich, wysmakowanych utworów z bogatą aranżacją, i że nikt nie będzie słuchał rocka z elementami jazzu, muzyki poważnej czy współczesnej. W latach 90. ubiegłego wieku, kiedy rynkiem rządził pop, znów wieszczono koniec prog rocka. Podobnie działo się w ostatniej dekadzie, gdy obowiązującą modą stał się hip-hop.

Na szczęście muzyka Yes, Pink Floyd, King Crimson czy Emerson Lake and Palmer wciąż jest słuchana. I wciąż powstają nowe grupy wierne tej wielkiej muzyce. Dziś do czołówki tego gatunku należą - obok Porcupine Tree - Anathema, Marillion czy IQ. Światową karierę zaczyna robić warszawska formacja Riverside. Do wspólnych koncertów zaprosił ich wielki Dream Theatre.