Nie ma skoków perfekcyjnych, zawsze można coś poprawić


Rz: Mówił pan, że nie jest w najwyższej formie. Skąd więc to piękne zwycięstwo?

Adam Małysz : Z formą jest tak, że tak naprawdę nie wiesz, kiedy ją masz. Gdy skoki są dobre i wygrywasz, wydaje się, że to właśnie ten moment. Gorzej, kiedy nie wychodzi, wtedy pojawiają się wątpliwości. Naszym celem jest zima, a letnie skakanie to część przygotowań. Ufam ludziom, z którymi pracuję, wierzę, że Hannu Lepistoe prowadzi mnie właściwą drogą.

Mamy do czynienia z innym Małyszem niż kiedyś, pewniejszym siebie, uśmiechniętym. Skąd się bierze ta siła spokoju?

Z doświadczenia. Ale proszę mi wierzyć, kiedy stoję na górze, czekając na skok, i widzę w dole tysiące wspaniałych kibiców, którzy czekają, że wygram, to presja jest. Tylko że ona mnie nie paraliżuje, lecz wzmacnia. Sprawia, że mam jeszcze większą motywację, by wygrać i nie zawieść tych, którzy tak bardzo na mnie liczą.

Muzyka na skoczni jest tak głośna, że niesie się po całym Zakopanem. Nie przeszkadza to panu?

Kiedy siedzę w pomieszczeniu dla zawodników, to tym naszym kempingiem aż rzuca. Wydaje się, że ta buda za chwilę się rozleci. Ale to mnie napędza, podnosi poziom adrenaliny. Zagranicznym skoczkom też się podoba. Thomas Morgenstern twierdzi, że czuje się tu jak na dyskotece.

Oba pana skoki w zwycięskim konkursie wyglądały na perfekcyjne...

Nie ma skoków perfekcyjnych. Zawsze do czegoś można się przyczepić, coś poprawić. Pierwszy był niezły, drugi nieco gorszy. Wpierwszej serii początkowo była cisza, ale później pojawił się wiaterek z przodu, stąd tak daleki lot. W drugiej zaczęło trochę obracać, ale w samej końcówce lekko powiało, tak jak trzeba, więc można powiedzieć, że mieliśmy z Thomasem szczęście. Żeby jednak taki wiatr wykorzystać, trzeba dobrze skakać.

Miał pan w drugiej serii świadomość, że Morgenstern poleciał tak daleko?

Na górze wszystko słychać. Doskonale wiedziałem, gdzie muszę wylądować, ale nie widziałem powodów do niepokoju. Czułem, że stać mnie na podobny skok.

Liderem Letniej Grand Prix nadal jest Morgenstern. Będzie pan go dalej gonił?

Obaj nie lecimy do Japonii, zostaną więc nam starty w Klingenthal i Oberhofie. Kto wie, może razem staniemy na najwyższym stopniu podium. Tworzymy przecież jeden zespół Red Bulla.

Ma pan zagranicznych sponsorów, właśnie Red Bulla, Generali. To recepta na sukces?

Można tak powiedzieć. Umowy z solidnymi firmami dają poczucie bezpieczeństwa. Kiedy mi nie szło, były ze mną. To bardzo ważne.

Za trzy lata igrzyska w Vancouver. Wytrzyma pan?

Po Turynie sądziłem, że moja olimpijska kariera dobiegła końca. Teraz czuję, że chyba poskaczę jeszcze w Kanadzie.